O mnie

poniedziałek, 26 marca 2018

Mój Pies: 2/2008 (197)

Eleni Tzoka

wysłuchała Magdalena Ciszewska

22-01-2008

Mój Pies: 2/2008 (197)

strona: 57


Oczy i serce otwarte na krzywdę zwierzaka powodują, że nie sposób przejść obojętnie obok jego nieszczęścia. U mnie zaczęło się to od chudego zmarnowanego kota, który błąkał się w okolicy. Wystawiałam mu miskę z wodą i jedzenie, ale gdy nadeszła zima, uznałam, że to nie wystarczy, i tak Prezes parę lat swego życia spędził w naszym domu.


Z kolei kilka lat temu do firmy męża przybłąkała się roczna suczka z raną na głowie i okaleczeniami wskazującymi, że ktoś musiał ją trzymać na łańcuchu. Mąż i jego pracownicy zaopiekowali się nią, podkarmiali, sprowadzili weterynarza, by opatrzył jej rany. Zbliżały się święta Bożego Narodzenia, gdy okazało się, że Diana (tak ją nazwaliśmy) będzie miała małe. Zdecydowałam, że zabieramy ją do domu i tam w salonie na początku stycznia urodziła sześć szczeniaczków. Czterem znaleźliśmy domy, a dwa postanowiliśmy zatrzymać. Nie była to łatwa decyzja przy moim trybie życia wymagającym częstej nieobecności w domu. Zawsze uważałam, że pies to nie tylko najwspanialszy przyjaciel, ale także obowiązek i że decydując się na niego, trzeba się też kierować rozumem. Tym razem jednak czułam, że muszę pomóc suczce, która nas wybrała na swoich państwa. Ponieważ niedaleko mieszka siostra, która zawsze miała psy, wiedziałam, że mogę liczyć na pomoc jej i rodziny.
I tak zaczęliśmy nasze życie z trzema psami - ale okazało się, że to nie koniec tej historii. Pewnego razu przyszedł w odwiedziny syn znajomych. Gdy zobaczył naszą gromadkę, opowiedział historię właścicieli, którym uciekł pies bardzo podobny do Diany. Szukali go na wszystkie sposoby, rozlepiali ogłoszenia, ale bezskutecznie. Zaproponowaliśmy więc, że ofiarujemy im jednego szczeniaczka. Jakież było zdziwienie wszystkich, gdy podczas spotkania okazało się, że nasza Diana to ich zaginiona Saba. Radości nie było końca, a odnaleziony właściciel zabrał ją i jednego jej synka do siebie. Drugi został z nami.
Otrzymał imię Buzuki - jak wywodzący się z Grecji instrument. I stał się członkiem rodziny, w której jest też - dziś już 14-letnia - kotka Kicia. Na początku nowy domownik nie był jej w smak, za to Buzuki pokochał ją pierwszą i wielką miłością. Wychowany w jej towarzystwie nauczył się ruchów łapą typowych dla kotów. Później w domu zagościł szkoleniowiec, który uczył go podstawowych komend.
Zdobyta w ten sposób wiedza nie przeszkadza jednak Buzukiemu zasiadać na fotelach i kanapach, choć do dyspozycji ma też kojec i ogród. Mamy blisko do lasu i często w nim spacerujemy. Kiedy ja lub mąż wracamy do domu, Buzuczki szaleje z radości i w zapamiętaniu szuka kapcia, by przywitać nas, trzymając go w pysku. Taki sobie stworzył rytuał.
Nie wyobrażam już sobie domu bez niego i tą opowieścią pragnę pokazać, że jeśli tylko mamy możliwość przygarnąć czworonoga, warto to zrobić. Trzeba po prostu być wrażliwym na krzywdę zwierząt.

Eleni Tzoka - polska piosenkarka greckiego pochodzenia, powszechnie znana jako Eleni. Nagrała wiele albumów muzycznych, które uzyskały tytuł Złotej Płyty. Laureatka Wiktora i Kawaler Orderu Uśmiechu przyznawanego przez dzieci

wysłuchała Magdalena Ciszewska

Eleni i Buzuki. Foto. Adam Jastrzębowski

Brak komentarzy:

Archiwum bloga